sobota, 17 września 2011

1. Wtyczki czar

Ciąg dalszy chorowania. Dziś od sprzątania już się nie wykręcę. Trzeba się łapać za odkurzacz. I nawet sobie podczas tego jakże pasjonującego zajęcia (wiecie, co można znaleźć pod dywanem, jak się ma kota?) nie posłucham muzyki. A dlaczego? A przez firmę Sony-Ericsson i ich cudowną, ogromną wtyczkę, która ma niezwykłe zdolności rozłączania się nawet, jak nikt i nic jej nie dotyka (sic!). Do telewizora się nie podepnę, bo siostrzyszon okupuje, Z góry, z pokoju nie słychać wieży.

Każdy zna tę wtyczkę. Duża, kanciasta, kupa bolców w środku. Dwie spinki. Totalna klapa. Akio Morita (twórca potęgi Sony) pewnie się w grobie przewraca. problem jednak nie dotyczy tylko wtyczek. Samo gniazdko też pozostawia wiele do życzenia. Już po roku użytkowania jest całe obruszane. Jakby zwykły jack 3.5 i mały nokio-podobny bolczyk do ładowania to był jakiś problem. Na szczęście problemów koniec, unifikacja ładowarek, żegnaj, potworny, klockowaty wtyku-elektryku!



Jako, że moje "odkrywania" Green Day dalej trwa, postanowiłem dzisiaj z jednej piosenki uczynić motyw na dziś. "King of a day" z albumu "Nimrod" - podobno najbardziej dojrzałej płyty zespołu. Ciekawa sekcja dęta (rzadka w punku, brzmi tu świetnie) i głos Billiego dopełniają wszystkiego. Polecam!

Niedługo może wpadną jakieś moje zdjęcia (może nawet dziś).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz