wtorek, 25 marca 2014

72. Abstrakcyje w głowie mej (mey?)

Dzisiaj krótko i treściwie, niezbyt może poważnie, ale tak też czasem trzeba. W każdym razie bardzo luźne dywagacje.

Oglądam ja dzisiaj fragmencik dokumentu o początkach cywilizacji. Bardzo początkowych początkach. Ludzie walczą z wilkami, z początku jak równy z równym, stopniowo człowieki tak bardzo dominują nad swoim wrogiem, że udomawiają go, układają według swoich reguł. Zwyciężyli. A mi w głowie pojawiła się myśl (tym razem osadzona mocno w XXI wieku): Co jeśli jesteśmy (ludzie i wilki) postaciami w jakimś gigantycznym MMO toczonym przez istoty z innego świata lub wymiaru? Ludzie okazują się koniec końców frakcją prowadzoną przez sprawniejszych, lub po prostu liczniejszych graczy. Co jeśli kilkanaście milionów graczy w World Of Warcraft, faktycznie zawiaduje jakąś cywilizacją gdzieś na drugim końcu trzeciego wszechświata po lewej stronie?

Co jeśli dzięki naszym staraniom kiedyś roślinki będą miały zwierzątka domowe w postaci małych zombie?

Co jeśli w największej bitwie w dziejach internetów (która miała miejsce w uniwersum EVE Online, a straty z niej wynikłe przekraczają już 300 tysięcy dolarów na samych wrakach przetaczających się przez kosmosy, nie wspominając o stratach ekonomicznych sięgających wielu miesięcy lub nawet lat (gra jest bardzo realistyczna pod tym względem)) faktycznie ginęli jacyś osobnicy z (niekoniecznie) krwi i kości?

Spore: tu wszelki komentarz jest zbędny, a skala zjawiska przekraczałaby (przekracza?) wszelkie granice. Jak ktoś grał - wie, jak nie grał, niech się dowie, o co tam chodzi.

Śmieszne, ale nakłaniam do krótkiego chociaż przemyślenia problemu, małego wypuszczenia wodzy fantazji, mogą powychodzić całkiem fajne rzeczy.



A ludzie to złe bestie są, co własności ludzkiej nie szanują. Spory wydatek i ponowne, żmudne gromadzenie kontaktów. Ble.

W 2010 roku w Polsce wyszła płyta, która mimo statusu podwójnej platyny nie odbiła się (w moim odczuciu) jakimś szerokim echem. Jest to muzyka nieporównywalnie trudniejsza od chłamu serwowanego nam co rano w środkach komunikacji zamiejskiej. Pani Monika po odbębnieniu umów ze sponsorami i wszystkich zobowiązań wobec programu "Idol" i stacji Polsat wzięła się w końcu za muzykę taką, jaką ona ją widzi i słyszy. W efekcie zniknęła prawie całkowicie z radia popularnego, jednak zyskała wiernego słuchacza - Mnie. Z czteroletnim opóźnieniem, co prawda, bo choć coś z tej płyty znałem i podobało mi się, to na poważnie łapię się za nią dopiero teraz.Na tę konkretną piosenkę naprowadziła mnie jeszcze w liceum Wiola. My pozdrawiamy, a pani Monika urządza Grandę w mocno elektronicznym stylu, który co raz to bardziej mnie wciąga.

I ta dykcja...



Do następnego!

PS. Złamaliśmy 6000 wyświetleń. Dzięki!

poniedziałek, 17 marca 2014

71. Teoria egzystencji muzyka dla największego nawet laika

Ostatnio zastanawiałem się, do czego by tu porównać zawód muzyka, co by mugolom wyjaśnić, co w tym takiego ciężkiego. No i chyba wymyśliłem. Zawód muzyka jest jak zawód... Sportowca.

Każdemu, kto teraz puka się w głowę, spieszę z wyjaśnieniami.

Podobnie jak sportowcy, zaczynamy bardzo wcześnie, często w wieku 6 lat. Wyjątki się zdarzają, ale generalna zasada jest, że im wcześniej tym lepiej.

Można robić to dla zabawy, rekreacji, choć nie będzie się takim koksem-wyjadaczem jak wtedy, gdy poświęci się danej profesji całe życie i wolny czas. Do zawodu przygotowujemy się długo jak nikt. W wieku post-maturalnym mamy jakby 12 lat stażu za sobą.

Zarówno w środowisku sportu jak i muzyki bardzo ważny, niestety, jest układ. Kto kogo zna, kto z kim się lubi (lub nie), potrzeba bardzo dużo szczęścia, by zostać zauważonym lub złapać jakieś fajne granie/klub sportowy etc. Znajomości są bardzo przydatne.

Tak my jak i sportowcy robimy to, co kochamy. Na jedno słowo zawijamy manele, pakujemy się w nie-wiadomo-co, jedziemy nie-wiadomo-gdzie, nie-wiadomo-jak-długo, żeby gdzieś się pokazać, wystąpić, często dopłacając do interesu. No i co z tego? Fajnie jest :).

Żeby gdzieś się pokazać ćwiczysz, ćwiczysz, ćwiczysz, ćwiczysz, ćwiczysz...

Granie to nie tylko takie naciskanie klawiszy/dziur/klap/szarpanie strun w rytmie. Tak jak w pływaniu niepozorny ruch nadgarstka potrafi zwiększyć efektywność odbicia się o kilkanaście %, tak u nas ważne jest ustawienie każdego, nawet najmniejszego palca, uderzanie/szarpanie nim w odpowiedni sposób, że o poprawnej postawie i należytym oddychaniu nie wspomnę (właśnie wspomniałem, hyhyhy).

Większość, mimo tak ogromnego doświadczenia w zawodzie, za wyjątkiem ułamka szczęściarzy i najlepszych, zarabia marne grosze, często niewystarczające do utrzymania siebie, o innych nawet nie myśląc. No ale cóż... taki kraj. Na szczęście można wyjechać, problem nie tyczy się większości państw Świata, zarówno na zachodzie jak i na wschodzie.


Z innej beczki: Porsche nareszcie zrobiło ładne auto. Pierwsze 911 od lat 70, które naprawdę mi się podoba. Typ 991 istnieje, co prawda, od 2011 roku, ale dopiero niedawno miałem okazję zobaczyć je na żywo. Mogę dostać na urodziny.



To bezsprzecznie najlepszy zespół na świecie naszych czasów. Pierwsza piosenka z ostatniej płyty ("the 2nd law") wydanej 1.10.2012r. Kto twierdzi inaczej, ten głupim głupkiem jest! Ament!

Do następnego!

!!!EDIT!!!

Kolejne podobieństwa podsunięte mi przez Zuzę (pozdrawiamy i grzecznie machamy łapką): "podobnie układamy "plan treningowy", podobnie działa psychologia występów, nasza forma miewa lepsze i gorsze momenty"