czwartek, 30 maja 2013

65. Ale jak to tak, że już?

Dziwne to uczucie, nie musieć chodzić do szkoły. Jakoś tak... no dziwnie no. Ale z drugiej strony... 4 miesiące wczasów piechotą nie chodzą (a raczej by nie chodziły, bo muzyczna trwa normalnie, do końca czerwca, hurra!). 6 koncertów i cały semestr z (tfu) historii muzyki. Damy radę.

Muszę się pochwalić sławą nadchodzącą w najbliższym czasie (znaczy wtedy, gdy tylko google obrobi nowe mapy do street view). Staliśmy sobie po maturze przed szkołą w trójkę, kiedy na horyzoncie pojawiło się COŚ. Wyglądało jak Opel Astra IV (czym faktycznie było), ale na dachu miał jakąś dziwną kulę-szpiegulę. Przejechało toto koło nas, uwieczniając nasze facjaty zastygłe w wyrazie Shreka i Osła po obejrzeniu Duloc komerszyl. Będziemy sławni!!! Szkoda tylko, że gugl zamazuje twarze i rejestracje, ale ci, co te zdjęcia będą obrabiać, na pewno będą mieli niezły ubaw.

Zostałem też ostatnio przejechany przez samochód. Nic specjalnego, gdyby nie to, że był to McLaren. Oglądałem sobie spokojnie z koleżanką Małgosią Gumball (coroczny wyścig takich, co to mają za dużo i czasu i pieniędzy (podobno gdyby się sprzedało wszystkie auta z tegorocznej edycji, można by wyciągnąć Grecję z całego długu)) w Krakowie (ścisk, jak cholera, przejeżdżali przez tłum na milimetry, rozpychając się zarąbiście drogimi zderzakami i zarąbiście drogimi lusterkami), kiedy tuż przed McLarenem zostałem przez kogoś z tyłu delikatnie pchnięty i wskutek tego na moim prawym czubku buta pozostał czarny ślad po oponie owego cuda. Błogosławieństwo owocu brytyjskiej myśli technicznej noszę zawsze ze sobą :D

W CKM-ie dzisiaj stali i chyba najczęstsi goście. Wstyd pomyśleć, że tej jednej z najpiękniejszych ich piosenek (pretendującej nawet do najwyższego miejsca na podium) jeszcze tu nie było. Skandal, prędziutko się poprawiam. Zamieszczam wersję z tekstem, bo jest ważny, a wersja z teledyskiem jest bardzo ładna, ale ucięta. Jeśli ktoś chce zobaczyć, nie ma żadnego problemu.



Wydana na płycie "A kind of Magic" w 1986, napisana przez gitarzystę Briana Maya do filmu "Nieśmiertelny". Nic więcej nie piszę, bo mi ciarki chodzą po plecach. Do następnego!

środa, 8 maja 2013

64. Kołomyja

Jestem prorokiem. Przepowiednia pogodowa mi się sprawdziła, dzisiaj odparowały ze mnie chyba wszystkie wody. W dodatku nie oddałem książki do biblioteki szkolnej przed zakończeniem roku. Przedwiośnia. A co było na maturze? Poza tym, wracając dzisiaj z matur słuchałem przymusowo eremefu, gdzie babka wybrała jakieś tam sobie pudełko, w którym była nagroda. Dziesięć sekund przed ogłoszeniem wpadła mi do głowy myśl: "trzydzieści tysięcy". Babka wygrała...

Staję się chyba jakimś medium. Hm... W kolejnym losowaniu dużego lotka padną następujące liczby...

A sama matura... Nie taki diobeł straszny... Jakoś tak bezstresowo do tej pory, luźno i... łatwo. Za łatwo. Wyczuwam podstęp. Ale z drugiej strony, dostając 16-stronnicową knigę z wzorami matematycznymi, gdzie nawet napisali, kiedy funkcja kwadratowa ma skierowane ramiona w górę, a kiedy w dół, no to cóż. Mając to już za sobą popadłem w głębokie zdumienie, jak, do jasnej cholery, jeden na pięciu maturzystów mógł tego nie zdać?! Toż to trzeba być - pardomsik - debilem bez piątej klepki, tudzież idiotą, moronem, głąbem, pacanem, kretynem. Jeszcze polski - można by jakoś zrozumieć, nie wiem, czy jest ktoś, kto przeczytał wszystkie lektury, jakie są, można też po prostu nie mieć talentu interpretacyjnego. Ale mając pergaminy legalnych ściąg? Proszę Was.

Dzisiaj narzekam króciutko, bo w młynie, następny będzie niezły, jak wymyślę jakiś dobry temat (miałem, ale nie zapisałem, no i się zapomniało).

Dzisiaj znowu Muse. Refren dedykuję wszystkim nam maturzystom. Płyta Resistance z 2009r.



Do następnego!

PS. Jak ktoś chce zobaczyć, jak CKE chce być świętsze niż papież, to niech rzuci okiem na arkusze z Historii Muzyki.