środa, 22 lutego 2012

27. Ryba - światowy człowiek

Ferie pędzą nieubłaganie. Vivaldi się w grobie przewraca na to, co gram, Lektura nieprzeczytana, kicha. Dzisiaj na obiad ryba kosmopolityczna. A dlaczego? A dlatego, że ryba jest po grecku, warzywa chińskie, zioła prowansalskie, a kucharze, w liczbie trójki zawarci, to pełnokrwiści Polacy. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

A w kraju jak zwykle kicha. Za dużo psów w schronisku? Zamknąć interes. A psy? Jedna cholera wie. Teraz państwowe. Pewnie pójdą do pieca, jak na Ukrainie przy "sprzątaniu" przed Euro. Nie, żebym był jakimś zagorzałym obrońcą praw zwierząt, poświęcającym życie dla walki z systemem, ale każdy mający jako-tako poukładane w głowie teraz powinien pomyśleć: Gdzie tu sens, gdzie logika?

Wiosna idzie. Śniegu brak (nabył się, że łohoho), ewentualnie, miejscami prawie brak. Wczoraj zacząłem się co-nieco wprawiać do wiosny i poszedłem biegać. Jest nieźle.

No i cóż. Trzeba się pomału szykować psychicznie na szkołę, ale nie chce mi się. Blee. Jeszcze z tydzień by pasował. Ale z drugiej strony, coraz cieplej, coraz jaśniej, coraz przyjemniej. Zobaczymy.

A w kątku muzycznym piosenka z może nie najlepszej (chociaż bardzo ładnej), ale na pewno najbardziej poruszającej płyty Queen - Made in Heaven. Freddie nie dokończył nagrywania płyty, a nawet tej piosenki, która poniżej. Płyta zaczęta w 1991., ostatecznie wydana w 1995r. Tytuł piosenki to "Mother Love". Drugą część po śmierci Mercurego zaśpiewał Brian May.



Do następnego!

czwartek, 16 lutego 2012

26. Stagnacja

Czas morderczo męczącego odpoczywania trwa. Jedyne, co trzeba zrobić, to podnieść się z łóżka. Lubię taki stan, ale niezbyt długo. Łatwo się z niego nie wychodzi. Na polu sypie. Moje ranne odśnieżanie już pewnie się poszło... na spacer. Ale nie ma tego złego, usypałem "łogromną" zaspę, jak się uleży, to ryję 10-metrowy tunel.

Tuż przed feriami zagrałem konkurs miniatur. Porażka na całej linii. Myliłem się ja, akompaniatorka... W dodatku w dzień konkursu się dowiedziałem, że nie wolno grać z nut. Z nut zagrałem, ale i tak mi to niewiele pomogło. Trudno.

I znowu nie mam pomysłu, ale najprawdopobniej dlatego, że siedzę w domu, nic się nie dzieje. Jedyne, co nowego się pojawia, to coraz więcej płatków śniegu. W tym miejscu chciałbym pozdrowić lokalnych drogowców, którzy, jak donosie kolega, tak dokładnie odśnieżyli wiatę przystanku, że mucha nie siada. Odgarnięty śnieg jednak średnio ich interesował, co zaowocowało tym, że teraz "do wiaty to chyba traktorem się będę przebijał" (cytat kolegi). Well done, boys, zrobiliście robotę :)

W kąciku muzycznym dalszy ciąg eksploracji ELO. Piosenka bardzo znana, czasem w co lepszych radiach puszczana, szukałem jej kilka lat, zanim przypadkiem rozległa się ni z gruchy, ni z pietruchy, przez nikogo nie zapraszana, w moim pokoju. Album Time, który pochodzi z 1981 roku, tchnie futuryzmem, osadzony jest podobno w 2095 roku. A tytuł piosenki to...



Do następnego!

wtorek, 14 lutego 2012

25. Too much time will kill you

No i mamy czas wolny. Jako ostatni z całego z narodu. W sumie najfajniej, bo przed feriami i tak jest taka nijaka ta nauka, a wolne mamy, jak inni już zasuwają. Ja natomiast oficjalnie zażegnałem kryzys twórczy (przynajmniej tak mi się wydaje), kiedy to każde napisanie notki było jakby rodzajem przymusu. Jest dobrze.

Muszę przyznać, że ten nagły brak przymusu działania, pośpiechu, przebywania w dwóch a nawet czasem trzech miejscach na raz dość mocno uderzył mi do głowy. Nie bardzo wiem, co mam ze sobą zrobić. Na razie najbardziej ucierpiał na tym domowy pobór prądu i komputer. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Kontynuując moje odkrywcze pasje wgrzebałem się w stare kasety magnetofonowe i dokonałem kilku odkryć, na przykład Electric Light Orchestra, dopiero ugryzione, ale podoba mi się, bo jest w tym to, czego ja w muzyce szukam. Bogactwo zmian. Muzyka ma mnie zaciekawić. Nieistotna jest obsada, gatunek. Może być każdy, byle piosenka trzymała poziom i była ciekawa. Wracając do ELO - naprawdę warto pogmerać co nieco w youtubie w poszukiwaniach.



Kolejną znalezioną rzeczą jest tym razem konkretna piosenka, a nawet cover.
Każdy chyba oglądał przynajmniej jeden odcinek Power Rangers (tych pierwszych, jedynych, prawdziwych, Mighty Morphin!), a jeśli nie, to każdy zna tą piosenkę (go, go, Power Rangers) i ten niezapomniany, schreddowany wstęp. Najpierw oryginał (mało kto zna całą piosenkę). Śpiewał to chyba Ron Wassermann (a.k.a. The mighty raw). Wersja z Rock Band, bo tylko taką znalazłem całkowicie pełną z tym początkiem.



A teraz wersja, której oryginał powinien skrobać pięty.



Rozszalałem się trochę z tym wklejaniem, ale na koniec chciałbym jeszcze dorzucić fenomenalnego pianistę z fenomenalnej grupy the Piano Guys, również jak najbardziej wartych polecenia.



W następnym poście nie będzie tyle wklejania, obiecuję! :)
Do następnego!

PS. Tytuł - parafraza tytułu piosenki Queen - "Too much love will kill you"

sobota, 4 lutego 2012

24. Doctor Livingstone, I presume?

No i tak to jest w tym kraju. Wszelkie przejawy oddolnej aktywności jednostek zostają niszczone, niczym Mini przejeżdżane T-80. Wszelkie zapędy młodych naukowców obracane są w niwecz przez system.

Pełna ideałów i wielkich aspiracji jednostka młodzieży polskiej Michał Suchoń podjął niedawno (wraz z kolejną jednostką, nieco większą, więc z jeszcze większymi ideałami i aspiracjami) pionierską wyprawę badawczą ku niezbadanym zakamarkom szkoły, w celu poznania ich i szerokiemu światu zaprezentowania.

Zbadane pomieszczenia okazało się starym męskim kiblem. W dodatku pełnym szmelcu. Rura od odkurzacza, wór pełen starych kolb, fiolek, destylatorów, wisząca szafka (w którą po ciemku przygrzmociłem głową) wypełniona archaicznymi śrubokrętami, przecinakami. W drugim pomieszczeniu było pełno krzeseł, jakieś zasuszone zielsko i generalnie strasznie śmierdziało.

Dyrektorka (przefajna babka) stwierdziła, że przecież jak chcieliśmy wiedzieć, co tam jest, to trzeba było do niej przyjść. Ona by nas tam zaprowadziła, zamknęła (żeby poobcować z miotłami), a nie tak brutalnie samemu. Potem zapytała, czy mamy jeszcze jakieś miejsca do zwiedzania w szkole, żeby albo odpowiednio zabezpieczyć, albo po prostu nas zaprowadzić. Podanie z pełną listą wpłynie w przyszłym tygodniu.

Oprócz tego wychowawczyni powiedziała dyrektorce, że przyznaliśmy się, że otwarliśmy komnatę tajemnic. Zaraz po wizycie na drzwiach nie wiadomo skąd pojawił się napis "komnata tajemnic została otwarta. Strzeżcie się, wrogowie dziedzica".
W każdym razie koszty (3 gwoździe i kawałek listewki) nam odpuszczono. Dostaliśmy tylko po uwadze. Tak oto państwowe instytucje podcinają skrzydła młodym odkrywcom.

A tu dzisiaj moim zdaniem najlepsza z piosenek Queen, mało znana, pochodzi z początków zespołu, z płyty "A night at the Opera" z 1975r., a imię jego...



Jej szkielet będzie spoczywał w komnacie na wieki.