środa, 29 sierpnia 2012

51. A czas sobie płynie...

...banalne tik-tak.

Pierwszy raz zmarzłem, wracając na rowerku wieczorem z siatkówki. Rano też za ciepło nie było. Godzina dwudziesta, a tu ciemno. Błe. Robi się niefajnie. No ale cóż, tak było, jest i będzie. Teraz czekam na 22 grudnia, bo dzień się będzie robił coraz dłuższy.

Ale co tam, wiosna, lato, jesień, zima, a ludzie jak jeździć nie umieli, tak dalej nie umieją :/. Gość wyprzedzał mnie przez 300 metrów tylko po to, żeby przywalić po klockach, bo na rondzie czerwone. O swobodnej Corsie już wspominałem, a wyprzedzanie na przejściu jest sprawą nagminną. Ma-sak-ra!

Na dzisiaj dość, bo mi nie idzie. Następny post dopiero, jak będę miał coś godnego podzielenia się.

A w CKM piosenka, która jednoznacznie kojarzy mi się z wakacyjnym, lekkim klimatem. Za teledysk, za klimat, za luz, za wygląd Toma. Ale głównie za teledysk :)



A tu to samo, tylko nieco bardziej kanciaste :

)

Do następnego!

tytuł - piosenka początkowa z audycji "Powtórka z rozrywki" w radiowej "Trójce

środa, 22 sierpnia 2012

Dodatek specjalny...

...Bo zrobiło mi się okropnie smutno, że tam nie byłem i takiego koncertu już nigdy nie będzie :(

50. W pół do

Dopiero założyłem bloga, a tu trach! Pięćdziesiąty post. Własny Hyde Park, nowe super znajomości. Samo dobro :)

Wróciłem z krótkich wakacji w dziczy, gdzie nawet 3g nie ma (niektórzy stwierdzą, że się powtarzam, ale trudno, tam tak było :)), a nawet ze zwykłym 2g bywało ciężko. Cisza, najbliższy asfalt daleko, I las. I piasek. I rzeka. I grzyby :). Przepiękna stara chatka, delikatnie odnowiona, z wspaniałym piecem. A w środku wszędzie stare radia i zegary (pasja wujka). Mógłbym tam siedzieć całe wakacje.

A na swoim podwórku po staremu. Prawo jazdy w drodze. I wciąż nie mogę się nadziwić, gdzie niektórym sprzedali prawo jazdy. 2 pasy do skrętu w lewo, jedziesz sobie kulturalnie prawym, a tu z lewej ładuje się - niczym tir z dwiema naczepami - Corsa, pakując połowę swego jestestwa w mój tor jazdy, bo nie chce jej się (kierowcy) mocniej obrócić kółkiem. No kurde. A kto zdarł okładzinę hamulcową?

Gwoi ścisłości, nie jestem seksistą, który twierdzi, że baba za kółkiem to lucyfer w czystej postaci, znam wiele niezłych kobiet-kierownic, tylko w tej sytuacji kierującym była kobieta. Także, żeby nie było, jak by tego, no, wiecie :)

Jakąś mam zniżkę formy, nie mogę posklejać sensownych zdań. Dlatego kończę, nie udzielam się już dzisiaj, teraz pora na tych sławnych, mniej lub bardziej, niech oni się produkują. A ten jest bardzo sławny, nawet już raz u mnie gościł :). Kolega Wojtek powinien się ucieszyć. A piosenka to chyba obok "Born in the USA", najbardziej znana kompozycja tego gościa. No i wiadomo o kogo chodzi. A piękny utwór z pięknego filmu (którego nigdy nie obejrzałem, ale takie rzeczy się wie :)), który w spolszczeniu nazywa się mniej-więcej "Filadelfia". Polecam słuchanie w ciszy i spokoju. Najlepiej głośno.



No. To do następnego!

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

48. W gumiakach

Wczoraj "we Gdowie" szliśmy boso. Zakopower. No i niby ekstra warsztat, super aranżacje, ale po pierwsze, jakoś mnie to nie rusza, a po drugie, właściwie ważniejsze, zaraz na początku zepsuli całą radość z koncertu, mianowicie playback. Nie cierpię, jak ktoś znany, zwłaszcza dobry w tym co robi, urządza sobie z widowni jaja, chociaż robili to bardzo dobrze, bo Sebek grał, nawet to, co szło z taśmy, a nawet sypał włosiem ze smyczka, ale jeden raz się zdradził. I, nieskromnie mówiąc, niewprawne, amuzyczne oko by tego nie wyłapało, trzeba obycia z instrumentami.

Mniejsza. Potem wyłączyli i zaczęli grać na poważnie (i na żywo). A już końcówka była absolutnie bez zarzutu. I tu nie moje, ale kolegi Mateusza słowa lepiej oddadzą scenkę:

Tłum zamilknął, wtem dwóch wyrwało się przed szereg. Chcieli odpowiedzieć na pytanie, a właściwie na propozycję.
"Boso! Boso!" zaczął skandować motłoch. "Boso! Boso!" - ponowił. Znów zamilknął.
Dwóch, stojąc bark w bark wykrzyczało głośno razem:
OMEGA! OMEGA!
Tysiące oczu zwróciło się ku nim, nie zważając na wrogie miny skakali i skandowali.
OMEGA! OMEGA!
"Dobry wybór." - odpowiedział grajek, po czym zagrał...(a i tak by to zrobił).


Wiele akcji się robiło (głównie w szkole, wielkie i spektakularne kończyły się zwykle w gabinecie dyrektora/dyrektorki), ale z tego jestem super-dumny. Przekrzyczeć we dwóch prawie 6000 ludzi - to jest coś :)


Pora na muzyczkę.

Dzisiaj trochę z lenistwa, ale bardziej z chęci pokazania tego przepięknego, cyklicznego utworu. Płyta "The Resistance" pochodzi z 2009 roku, obiła się dosyć szerokim echem. A zespół? To jeden z dwóch zespołów (obok Pathfindera), które dla mnie brzmią kompletnie w tym, co grają, tak że nic dodać, nic ująć. Po prostu Muse.

A... co mi tam, ładuję całość, 3 części, następnym razem poszukam czegoś innego.

Jeszcze mała uwaga. Ich utwory bardzo zyskują, gdy się ich słucha na porządnym sprzęcie grającym, albo dobrych słuchawkach. Takie słuchanie w przelocie "od kwejka do demotów" odbiera im mnóstwo czaru.



Do następnego!

PS. Ciekawe, czy ktokolwiek tego słucha, co ja tu zamieszczam.

PS2. Tytuł - wrodzona przekorność i mój protest przeciwko kulturze masowej :)