piątek, 4 maja 2012

36. Cyfryzacja, elektronizacja, automatyzacja...

Społeczeństwo się cyfryzuje. Zewsząd otaczają nas komórki, palmtopy, tablety, laptopy, ekrany reklamowe, kamery, sieci wifi-rifi, bluetooth, mikrofale i jedna cholera wie, co jeszcze. Wszechobecne zera i jedynki pomału wypierają z powietrza, ziemi i wody standardowe Ziemskie sterowniki, czyli m. in. tlen, azot, wodę itepe. I niby z jednej strony wszystko bardzo fajnie. Masz znajomego na drugim końcu świata? Nie ma problemu. Skype, chwila oczekiwania i już możecie gadać. Nagle wypada ci coś pilnego i nie możesz się gdzieś stawić na czas - nie ma problema. Wyciągasz telefon i po prostu kogoś informujesz. A już wyjście w góry bez jakiegokolwiek telefonu byłoby kompletnym szaleństwem. W razie czego można błyskawicznie wezwać pomoc. Wszystko super, ale...

Wczoraj pozbyłem się na dwie-trzy godziny telefonu. Wolność od wszelkiej elektroniki przy sobie. I cały czas myślałem o tym, że telefon zgubiłem, albo ktoś mi zwinął. Ciągle go szukałem. Wtedy napadł mnie temat na tego posta i nawet zapisać to sobie, żeby nie zapomnieć, chciałem na telefonie. Jesteśmy niewolnikami kodu binarnego. Źle.

Ale moje pokolenie (szumna nazwa, ale nie mam innego słowa) to i tak nie to samo, co rówieśnicy mojej siostry i młodsi. Ja pamiętam, jak bawiliśmy się cały dzień zwykłymi patykami. Oglądałem tylko dobranockę, w niedzielę rano dwie japońskie bajki i czasem coś innego, interesującego, np. ważny mecz, albo film, który chciałem zobaczyć. Oni siedzą w ekranie prawie cały dzień. Mimo, że komputer był w domu odkąd tylko pamiętam, miałem na granie na komputerze godzinę dziennie. Oni grają w przerwie od oglądania i odwrotnie. Moi kuzyni, co prawda, wraz z siostrą latają jak głupki po polu z kijami, ale po pierwsze, ja ich tego nauczyłem, po drugie, są ortodoksyjnymi fanami Gwiezdnych Wojen, po trzecie, to raczej nieliczne wyjątki wśród rówieśników.

Pffff. Czasami mam wrażenie, że zamieniam się w jakiegoś sentymentalnego pryka, który potrafi tylko narzekać, że za jego czasów trawa była bardziej soczysta, zieleńsza, drzewa wyższe, autostrady równiejsze, a czas płynął wolniej (to akurat prawda). Czasem aż sam siebie się boję. brrr!

Czas CKM-u. I długo, długo zastanawiam się, co by tu dodać. Mam kilka świeżo odkrytych piosenek. Wybieram.

Wybrałem.

Zespół Kansas powstał w 1970r. i, jako rzecze Wikipedia, jest dla amerykańskiego rocka tym czym dla europejskiego jest Genesis, Yes, albo ELP. Zaś piosenka ta pochodzi z roku 1976, z płyty "Leftoverture". Smacznego!



A maturzystom powodzenia!

Do następnego!

PS. Jak ktoś stwierdzi, że tego zespołu nie zna, niech posłucha piosenki "Dust in the wind". Pa!

4 komentarze:

  1. no przyznaje, że mnie zaskoczyłeś :) dawno się już tak refleksyjnie nie rozpisywałeś :D rzeczywiście teraz przy twoim, mój post wygląda kiepsko, jutro dam z siebie coś więcej :) a co do tematu, to fakt, biedne dzieci...cały czas przed tv i w ogóle są jakieś takie flegmatyczne :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. No to prawda, świat idzie w kierunku cyfryzacji i automatyzacji, ale ja to popieram. W przemyśle dzięki rozwiązaniom typu czujniki indukcyjne itp. produkcja staje się dużo bezpieczniejsza i szybsza, ludzie już nie są wykorzystywani do tego tylko maszyny. Nowe zawody się tworzą dzięki temu, programiści, inżynierowie itd.

    OdpowiedzUsuń