Dzisiejszą młodzież bardzo łatwo zadowolić. Wpadamy w zachwyt stanowczo zbyt często, używamy superlatyw maksymalnie napompowanych pozytywnie w stylu "genialne", "najlepsze" etc. w odniesieniu do szeroko pojętego lada-gówna. Wszystko nas zachwyca. Jednak po paru dniach to genialne dzieło, jak jakaś piosenka, czy ktoś, coś, cokolwiek znika w przepaściach pamięci, jak w odmętach oceanu znika facet z odmiennym od Al'a Capone poglądem na interesy. W rezultacie spłycamy wszystko, czego doświadczamy. Nie potrafimy docenić czegoś faktycznie genialnego, bo dla nas wszystko takie jest.
Taka jakby trochę kiszka. Co z tym światem będzie...
Inspirowane postem "Piękno w prostocie" u Julke .
Swego czasu przeczytałem artykuł, w którym padło stwierdzenie, że muzycy wykonali "I love rock'n'roll" zespołu "Arrows". Długo myślałem, co ta małolata napisała (gazetka mojego ex-gimnazjum), przecież to Joan Jett. Ale okazało się, że jednak miała, skubana, rację.
Piosenka pochodzi z 1975 roku. Sam zespół grał krótko, bo od 1974 do 1977r. Wydali tylko jedną płytę, "First hit"
Co do posta to zgadzam się (niestety) od samego początku do końca. Miło, że zainspirowałam i powstało coś fajnego ;)
OdpowiedzUsuńa więc znalazłeś swoją muzę ? :) lubię czytać te twoje przemyslenia :)
OdpowiedzUsuńa ty po raz kolejny poprawiasz mi humor :)
OdpowiedzUsuńTaaa... szczególnie w weekendy- siedzenie w domu jest fascynujące :)
OdpowiedzUsuń