sobota, 14 lipca 2012

43. Tak się tym snem zmęczył, że się obudził.

Jestem przeokropnym leniem (też mi nowość). OD początku wakacji zbierałem się, żeby cokolwiek skrobnąć. Nawet kilka razy siedziałem z otwartym panelem pisania postów, ale nie mogłem nic a nic z siebie wykrzesać. Lato w pełni, batalia o rower dobiega końca (oby), a przez cały rok szkolny nie przeczytałem tylu książek, co przez pierwszy tydzień wakacji (brawo bić!).

I tak, jak się ma za dużo czasu, wymyśla się za dużo głupich pomysłów. A co mądry Suchoń zrobił? A czytając książkę zasysał szklankę i w pewnym momencie trochę przesadził. A już pomysł z odciąganiem kubka na siłę, zamiast wpuszczeniem powietrza był całkowitym niewypałem. Efekt - blednące już na szczęście kółko dookoła pyska. Ale mina mamy, która, gdy mnie zobaczyła, myślała, że mnie jakaś choroba atakuje i mocno się przestraszyła, była bezcenna.

CKM. O ile wszystko (EDIT: zapomniałem dopisać dalszej części tego zdania, wstawiam tak, jak miało być) wyżej napisało mi się łatwo, szybko i raczej bezboleśnie, to teraz muszę się chwilę zastanowić.



Piosenka pochodzi z płyty "A night at the Opera" z 1975r. Chyba najlepszej, a przynajmniej jednej z 3 najlepszych płyt Queen. Opowiada o grupie astronomów, którzy w roku 39. (nie wiadomo, którego wieku) polecieli szukać innej planety dla mieszkańców umierającej Ziemii. Wrócili po stu latach, w zupełnie innych czasach, gdy wszyscy ich znajomi i krewni już nie żyli. Inspirowana Teorią Względności A. Einsteina. Zalatuje country, ale od Queen można kupić chyba wszystko (oprócz ich wypadu w pop w latach 80, ale i on jest o wiele lepszy, niż ówcześni "rywale").

Do następnego!

PS. Tytuł - Ostatni wers wiersza "Leń" J. Brzechwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz