sobota, 10 grudnia 2011

18. Dislike that.

Kolejny egzamin już minął. Tym razem zdawany pół-eksternistycznie. Jakoś poszło (i niezapomniany cytat babki od fortepianu: "W godzinę się nie da zrobić Bacha"). Da się. Może w półtorej.

Pogoda iście grudniowa. Magnolia w ogrodzie puszcza liście. W powietrzu czuć wiosnę. Niezaprzeczalnie idą święta.

No właśnie. Te święta. Dziwna to instytucja. W aspekt religijny wchodził nie będę, bo to prowadzi jedynie do zbędnych kłótni. Chcę ugryźć kwestię zwyczajów i obyczajów. Niby to fajne, że tak się wszyscy wtedy kochają, że są mili itede, itepe. Ale dlaczego tylko wtedy? Składamy sobie życzenia, bo tak nam każe sposobność, a nie z własnej woli. Ktoś może powiedzieć: No dobra, ale jak nie chcesz, to nie składasz życzeń, więc robisz to z własnej woli. Ale czy przy jakiejś innej okazji działamy podobnie? Cały rok drzemy z kimś koty, a potem nagle pod koniec grudnia zawieszenie broni i uwielbiamy się, jak keczup z frytkami? A potem znowu to samo. Nasz sposób bycia neguje i tak już mocno nadszarpniętą (moim zdaniem) przez komercję reputację świąt.

Jeszcze raz uprzedzając spodziewane komentarze: Nie wchodzę w kwestie religijne i związane z tym uczucia. To mnie nie interesuje. To prywatna sprawa. Może dość.

Ostatnio dopadła mnie dziwna choroba. Mimo że dokładnie wiem o co mi chodzi, nie potrafię tego przełożyć na zdania mówione/pisane. O braku weny i pisaniu trochę na siłę, "bo pasowałoby już coś napisać", szkoda nawet gadać. Tu orędzie: Droga garstko czytelników! Nie obawiajcie się, że pewnego dnia pewna mało znana czarno-białą witryna po prostu zniknie. To tylko przejściowe (mam nadzieję) kłopoty z pomyślunkiem, które (też mam nadzieję) znikną wraz z zimą.

Matko, ale ględzę.

Pora na muzykę. Dzisiaj coś, co zawsze pomaga mi dotrzeć na czas na busa do szkoły. Do niczego nie maszeruje siętak dobrze, jak do Sabatonu.



Chłopaki ze Szwecji robią znakomitą robotę. Coraz rzadsze to zjawisko: pamięć. A to jest ważne. Jeśli nie będziemy pamiętać, w końcu powtórzymy dawne błędy. I nie chodzi tu jedynie o wojnę, choć kolejny globalny konflikt zakończyłby egzystencję życia na Błękitnej Planecie. Chodzi mi o pamięć o ludzkiej odwadze, poświęceniu, oddaniu, honorze. TO trzeba szanować i rozwijać, a nie jakieś kulty iglaka, czy innych złotych cielców naszych czasów.

3 komentarze:

  1. ah jak miło to przeczytać że będziesz tu z nami :) ja jestem twoją wierną fanką i czekam na kolejne wpisy, a co do tych świąt, fakt czasem ludziom po prostu tak wypada, pogodzić się, ale czasem to naprawdę zdarzy się ludziom którzy tego chcieli od zawsze a święta są idealnym pretekstem, trzeba wierzyć w ludzi :) być może moja opinia spowodowana jest tym że niedawno oglądałam kevina samego w domu a tam była taki wątek jak zapewne wiesz :) ah idą święta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tym, że ludzi są dla siebie mili itp. tylko w święta, to się zgadzam. Szkoda, że ni jest tak cały rok, ale dobre i tyle. Z tą weną... też tak mam... właściwie to jej nie mam:) Ale podobno wtedy trzeba się zmuszać, żeby to robić, tak przynajmniej mówił mi ostatnio mój tata, bo to może nigdy nie minąć.
    Co do tych neonów pod biurkiem, to muszę też kiedyś spróbować.

    OdpowiedzUsuń
  3. trochę masz racje z tą uprzejmością tylko w święta. Też wiele razy zastanawiałam się dlaczego mówi się o życzliwości tylko w święta, tak jak o "miłości" w walentynki... takie niesforne wplątanie komercji? czy też swego rodzaju manipulacja ludźmi.
    Co do sushi - myślę, że jeżeli jeszcze nie jadłeś to warto spróbować. Nie jest to tak do końca chyba surowa ryba. Nie ma jej też tak strasznie dużo zawiniętej w ten ryż. Osobiście polecam oczywiście łososia i maślanę. Sushi można też podawać z... ogórkiem! :) a więc wiele jest sposobów :).
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń